Transformacja. To niczego nie wyjaśnia



„Transformacja”, „transformacja ustrojowa” to, obok „modernizacji”, terminy powszechnie stosowane w opisach i analizach polskiej rzeczywistości po 1989 roku.

„Transformacja polskiego systemu polityczno-gospodarczego jest ogromnym sukcesem naszego kraju. Tak też jest oceniana przez międzynarodowych ekspertów, dziennikarzy i uczonych. W światowej literaturze naukowej i publicystyce, zwłaszcza najnowszej, przykład Polski przywoływany jest z reguły jako argument na rzecz możliwości racjonalnej przebudowy niewydolnej gospodarki realnego socjalizmu w prężną i rozwojową gospodarkę rynkową. I w inny zupełnie kraj - Polskę niepodległą, demokratyczną, wolną. Potwierdza to analiza wskaźników podstawowych efektów reformowania gospodarki: Polska jest liderem przemian w pokomunistycznych krajach Europy.” Czytamy w pierwszych słowach wstępu do książki wydanej przez Instytut Studiów Politycznych PAN „Wygrani i przegrani polskiej transformacji” (red. Maria Jarosz, Warszawa 2005).

Transformacja jest więc słowem używanym w jednoznacznie pozytywnym sensie. I wydaje się to praktyką powszechną. Transformacja - piszą i głoszą ekonomiści, politolodzy i politycy - to wielkie polskie osiągnięcie. Transformacja gospodarki polskiej, czy też szerzej - transformacja krajów postkomunistycznych – stała się tematem wykładów i zajęć na wielu polskich uczelniach ekonomicznych. Powstały i powstają instytucje zajmujące się przekształceniami ustrojowymi (np. Centrum Badawcze Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER), organizowane są sesje naukowe, realizuje się projekty poświęcone teoriom polskich i środkowoeuropejskich przemian. Ta, jeśli można użyć takiej formuły, instytucjonalizacja transformacji świadczy o tym, że teoretycy i praktycy traktują przekształcenia ustrojowe jako zjawisko stabilne, długotrwałe o nieokreślonej, odległej perspektywie czasowej.

Proces który trwa ponad dwie dekady jest od lat „ogromnym sukcesem naszego kraju” i sukcesem będzie jeszcze przez wiele dekad. Znany profesor ekonomii pisze na swojej stronie internetowej w sylabusie wykładu - „święta trójca” transformacji to: stabilizacja, liberalizacja i prywatyzacja. Można dodać - trójca w procesie.

Zadziwia mnie, drażni nawet, łatwość i częstotliwość stosowania terminu w debacie publicznej. Fotograf „w pracy” nie ma dostępu do ekonomicznych i socjologicznych wskaźników i statystyk, bo medium którym się posługuje nie jest wrażliwe na tego typu dane. Fotografowi dostępna jest „tylko” rzeczywistość realna, gorzej nawet - widzialna. Tytuł wydanej przez Polską Akademię Nauk cytowanej wcześniej książki sugeruje, że trwająca w Polsce transformacja, będąca sama w sobie bardzo pożądanym i celebrowanym przewlekłym stanem przejściowym, ujawniajawnia się z jednej strony w pozytywnych „wskaźnikach podstawowych efektów reformowania gospodarki”, z drugiej natomiast w społecznych podziałach na wygranych i przegranych.

Trudno znaleźć fotogeniczną reprezentację danych statystycznych. Wskazanie podmiotu/podmiotów procesu transformacji też dla fotodokumentalisty nie wydaje się proste (instytucje państwa, instytucje międzynarodowe, media, ekonomiści, przedsiębiorcy, elity?). Pozostaje rzeczywistość przegranych i wygranych. Warto zawiesić pytanie, czy są to dwie różne przeciwstawne sobie rzeczywistości? Czy fotografia nie ujawnia niejednoznaczności ekonomiczno-politycznych podziałów?


Od 1989 roku fotografie, które wykonuję gromadzę w archiwum z nadzieją, że późniejsza praca z tym zbiorem pozwoli na jego reinterpretację, z przekonaniem, że materiał im dłużej powstaje, tym więcej w nim mocy, że czas i ponowne „wywołanie” zdjęcia są w stanie nadać mu nowe znaczenie, pozwalają na nowo zobaczyć i na nowo zrozumieć zmienną, nieuchwytną rzeczywistość.

Jak chyba większość fotografów, zawsze na ulicy, na drodze oglądam się za obiektami zdegradowanymi, świadczącymi o sile jakichś nowych trendów ekonomicznych, społecznych, architektonicznych. To co odrzucane żąda od fotografa uwiecznienia. Rozpad to ostatnia oznaka świetności. Stara warszawska Praga, postindustrialne przestrzenie Woli, sudeckie miasteczka, Sokołowsko pod Wałbrzychem, porzucony Bytom, bloki na terenie beskidzkich PGR-ów, zaprojektowana przez Romualda Gutta pływalnia solankowa w Ciechocinku. Byłem w tych wszystkich miejscach, odczuwałem obecność „świętej trójcy” transformacji, patrzyłem, rzadko fotografowałem. A każdy taki „fotograficzny temat” to inny dowód/dokument polskich modernizacyjnych przemian.

Większość zdjęć w moim archiwum czasów transformacji przedstawia obiekty, przeważnie przestrzenie miejskie, budynki, prywatne i publiczne wnętrza, w okresie ich świetności – nowe, świeże, modne i pożądane, będące chlubą wygranych. Oglądane kilka lat po ich wykonaniu, nie zawsze, ale bardzo często, zdają się być dokumentem niechcianej przedmodernizacyjnej odległej już przeszłości. Pływalnia w Ciechocinku, według wielu architektów uważana za najlepszą w Polsce realizację modernizmu, zgodnie z rytmem przekształceń, najprawdopodobniej przestanie istnieć, by zrobić miejsce nowemu. Jednak to właśnie ten zamknięty od lat basen zdaje się być obiektem z przyszłości na tle wielu zmaterializowanych marzeń i westchnień beneficjentów transformacji.

Ważnym symbolem przemian w przestrzeniach miejskich, wiejskich – a nawet tych „pomiędzy” - stała się kostka bauma. Silna społeczna potrzeba zmian na lepsze, w laboratoryjnych niemal warunkach, ujawniła się jakiś czas temu w Zakopanem. Decyzją władz miasta zerwano socjalistyczną asfaltową nawierzchnię Krupówek, następnie wyrwano z ulicy świetnie zachowaną granitową kostkę pamiętającą czasy II RP, by na koniec wyłożyć deptak betonowym hitem. Latarnie proste wymieniono na pochyłe. Zmiana.

Szczęśliwie dwa lata temu Polska Akademia Nauk wraz z firmą Bruel & Kjaer przeprowadziła pierwsze w kraju badania na stołecznych ścieżkach rowerowych na zlecenie warszawskiego urzędu miejskiego. W wyniku tych badań kostka bauma, jako szkodliwa dla zdrowia rowerzystów, przestała być uznawana za materiał nowoczesny. Zmiana.

Pozytywne wskaźniki efektów transformacji dotyczą w dużej mierze budownictwa. Fotograf ma do czynienia z warownymi zespołami apartamentowców, ostatnio nazywanych rezydencjami, strzeżonymi przez wartowników wyczulonych na każdą próbę fotografowania bez pisemnej zgody zarządcy. Wielkie szczelnie ogrodzone osiedla wycinające z przestrzeni znaczące powierzchnie miejskiej tkanki, jeszcze większe dzielnice korporacyjnych gmachów i powierzchni biurowych na wynajem, bez sklepów, kiosków, kawiarń (np. warszawski Służewiec Przemysłowy), wyludnione, martwe miasto nocą.


Praca wybrana wspólnie z Adamem Mazurem powstawała w paru etapach. Fotografia centralna, przedstawiająca prywatny budynek mieszkalny w trakcie prac wykończeniowych, została naświetlona 26 listopada 1999 roku w Bydgoszczy. Lampę wykorzystaną w skrzydłach bocznych tryptyku sfotografowałem w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku w Warszawie w jednym z modnych w tamtym czasie dizajnerskich salonów wnętrzarskich. Koncepcja, projekt i wizualizacja tryptyku (jeden z pięciu) powstały dwa lata temu w związku z planowaną wystawą indywidualną, która nie doszła do skutku. Tryptyk został wyprodukowany na potrzeby wystawy „Świat nie przedstawiony”.


Juliusz Sokołowski

Dziś wernisaż w CSW w Warszawie.

Komentarze